Zdałam egzamin na prawo jazdy!

·

Siedzę na ławce w cieniu. Jest słoneczny dzień. Nie za ciepło, nie za zimno. Wietrzyk wieje mi po mokrych plecach dając uczucie przyjemnego chłodu. W powietrzu unosi się zapach przepalonej benzyny. Zdałam egzamin, mogę odpocząć.

Kurs na prawo jazdy rozpoczęłam rok temu, na początku roku. W kwietniu (albo jakoś tak) zaczęłam jazdy. Szło mi różnie, raz lepiej raz gorzej. Z jazdą na motocyklu (i podejrzewam z innymi rzeczami też) jest tak, że nic ci nie idzie ale nagle coś klika i już umiesz. I wychodzi świetnie.

Niestety moje jazdy się przedłużyły na tyle, że podejście do egzaminu miałam jedno. W październiku. Nie zdałam i terminów już na dany rok nie było.

W tym roku odwlekałam całą sprawę. Pamięć o porażce, strach przed tym czy nie zapomniałam wszystkiego, dojazdy na tor. Pojechałam na jazdy w lipcu. Rychło, prawda? Taka już jestem. Jeśli coś mnie blokuje to to odpycham, czekam aż problem rozwiąże się sam. Niestety WORD do mnie nie pisał, egzamin sam się nie chciał zdać. No to idę.

Przyjeżdżam na tor. Nowi ludzie więc mówię jak jest, śmieję się że nooo pojeździmy pewnie trochę bo na bank nic nie umiem.

-Kiedy masz egzamin? – pyta instruktor.

-A nie wiem, nie zapisywałam się. – Nieźle się zaczyna, nie?

Wsiadam, odpalam, jadę. Szybka rozgrzewka. No nic, wbijam na 'ósemkę’ licząc się z tym, że każde pobocze i trawy będą moje. O mieszczeniu się w liniach nie marzyłam. Ósemki wychodzą bezbłędnie. Slalom wolny, to samo, szybki – dobra technika, prędkość zaraz sprawdzimy. Co jest? Umiem?

Zapisałam się na egzamin. Trzy dni wcześniej nic nie mogłam przełknąć, nerwy mnie zżerały. Pojechałam. Oblałam prawie pod ośrodkiem egzaminacyjnym. Najpierw płacz, potem wkurw.

-Pierdolę to – myślę. No nic, zapisuję się na kolejny termin, nie biorę jazd. Mówię: po co? Przecież umiem jeździć.

Dzień przed egzaminem zapisuję termin w kalendarzu bo boję się, że o nim zapomnę. Nie czuję nic. No dobra, nie do końca 'nic’. Czuję niechęć. Nie chcę tam jechać, nie czuję potrzeby, mam inne plany, w głowie mam już wyjazd do Bolesławca.

Jadę. Tym razem trafiam na przemiłego egzaminatora. Jedziemy na miasto, jedzie się nieźle. W słuchawce słyszę:

-Jedziemy już do ośrodka.

-Dwa skrzyżowania przed tobą, nie spierdol tego, Magda – pokrzepiam się.

Zdaję. Stawiam motocykl koło budy egzaminatorów i pytam czy mogę tu na ławeczce posiedzieć, poczekać na mojego instruktora.

-Jasne, zapłaciła pani za to – żartuje egzaminator i idzie egzaminować kolejnych.

Ściągam przepoconą i ciężką kurtkę, ściągam kask. Siadam na ławce a wiatr, jak już mówiłam, przyjemnie chłodzi mi spocone plecy. Wyciągam telefon, otwieram Messengera:

-Zdałam, kurwa.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *