Zdobywamy Tatarski Okop

·

Środa. Powiadomienie z aplikacji przedszkola. Pojawiła się awaria, którą jutro będzie usuwać ekipa z tego powodu przedszkole zostaje zamknięte. Co było robić? Wzięłam wolne i otworzyłam mapy Google.

Jakiś czas temu mój wujek opowiedział mi jak lubi sobie robić krótkie wypady w okolice Niemczy. Uznałam że to dobre miejsce na mały wypad trekkingowy. Milena niekoniecznie jest górołazem i nie chciało mi się jej nosić na plecach cały czas. Wybrałam więc Tatarski Okop. Miejsce w którym kiedyś było grodzisko, wały obronne i generalnie mieszkali ludzie. Idealne miejsce. Niedaleko, górka nieduża, blisko do auta. W najgorszym razie bym po prostu wróciła.

Miejsce na ognisko i stolik

Wstałam rano, przygotowałam bułki z pasztetem, herbatę z syropem z dyni i mlekiem i pojechałyśmy. Co prawda padało ale hej, nie ma złej pogody. Zapakowałam mój „plecak ucieczkowy” po brzegi, przygotowana nawet na rozpalenie ognia.

Grzybki

Cały czas jechałyśmy w deszczu, na szczęście przestało padać przed Niemczą. Żeby dojechać do Tatarskiego Okopu trzeba skręcić w stronę Gilowa. Po prawej stronie widać wiaty i stoliki – to jest ten moment żeby skręcić. Da się tam postawić auto. Ja zwątpiłam i musiałam nawracać w Gilowie bo nie chciałam z nią tyle iść ulicą.

Murowany krąg

Wjeżdżamy do lasu. Postawiłam auto i wypakowałam szajs. Muszę kupić porządną kurtkę. Tym razem musiała mi wystarczyć bluza i sztormiak. Jest miejsce na ognisko, niestety wszystko jest mokre. Nie rozpalę ognia. Wyciągam więc bułkę, termos z herbatą i poddupnik. Milena siedzi na poddupniku bo ławki trochę są wilgotne mimo że siedzimy pod wiatą. Wyciągam dziennik podróżnika (to nic że właściwie nie podróżuję) i zaczynam pisać. Czuję się jak kapitan na statku. Po jednym zdaniu pióro przestaje pisać. W domu przeszło mi przez myśl żeby sprawdzić poziom tuszu ale uznałam że właściwie to nie trzeba. No cóż…

Milena z poddupnikem – tu w roli mapy

Robię kilka zdjęć i idziemy dalej. Przed nami jeszcze trochę marszu. Wchodzimy głębiej w las. Jest cicho, ptaki nie śpiewają. Co jakiś czas słychać delikatny szum samochodów a tak to nic. Dochodzimy do jednej tablicy, drugiej. W pewnym momencie widzimy wymurowany krąg. To chyba ta osada. Wyciągam detektor fal elektromagnetycznych – będziemy szukać duchów. Detektor niestety nic nam nie daje, różdżki też nie – co prawda niezbyt się skupiam ale może tam po prostu nie ma duchów?

Obchodzimy górkę dookoła, Milena w końcu mówi że chce do auta. Jak chce to idziemy. Cała wycieczka zajęła nam jakieś 1.5h. Dlatego jeśli macie ochotę na mały piknik pod Wrocławiem to polecam to miejsce. Jest naprawdę przyjemne. Można zrobić piknik z ogniskiem, zrobić spacer wokół górki. Stamtąd prowadzi też szlak dalej ale już nie szłyśmy tamtędy.

Wały po bokach

Poniżej mapka trasy. Źródło: Mapy.cz – polecam ich apkę do wędrówek.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *